***Cenowy zawrót głowy***
W 2020 roku ceny stali zbrojeniowej kręciły się u producentów w okolicach 2000 złotych za tonę. Na jesieni owego roku zniknęły zakupy poniżej tej wartości, a rozpoczął się bieg ku górze, by już w połowie 2021 roku przekroczyć cenę 3 tysięcy.
W kolejnych latach pojawiały się:
- 2021: 2900 → 3900 PLN,
- 2022: 5750 → 4300 PLN,
- 2023: 3360 PLN – wartość nieznacznie niższa poniżej progu bólu producentów.
Próg bólu i jego wartość
I nagle, wspomniany przeze mnie we wcześniejszym wpisie Ceny z nieba nie spadają…, próg bólu – dzisiaj zdradzam: 3400 za tonę – rozpoczął bieg ku permanentnemu jego obniżaniu, by zatrzymać się w okolicach 2700. W międzyczasie pojawiły się jakieś oferty, jakiejś tam stali z ceną poniżej tej wartości – także z krajów kulturowo mi obcych.
3400 – 2700 = 700 złotych
O prawie 21% skurczył się próg bólu producentów, wymuszony zastojem, także naciskiem największych graczy na rynku. Tu panowie producenci powiedzieli „basta” i wstrzymali ofertowanie. Jeden, drugi. Trzeci stoi (nie produkuje). Dołączyły huty z Włoch. Panowie producenci stwierdzili, że – posługując się żargonem skoczków narciarskich – wiatr jest słaby, nie potrzeba obniżać progu; że chcą coś zarobić, co wydaje się zupełnie naturalne.
W tym samym czasie zarówno bardzo duzi, średni, jak i mali odbiorcy zajmujący się obrotem stalą, pozostali z magazynem na miarę swoich czasów i rozmiarów magazynów właśnie, jak miś Barei „na skalę naszych możliwości”😊, z rozrzutem cen zakupu sięgającym nawet kilku tysięcy złotych na tonie.
Problem dystrybutorów i hurtowników a spekulanci - choć osobiście wolę pieszczotliwie nazywać ich szczurkami, bo tak chodzą i szczurzą)
Nikt rozsądny nie czeka na takie zawirowania cenowe, by szukać okazji, aby extra zarobić, tym bardziej extra stracić. Nikt, poza takimi firmami, które żyją ze spadków i wzrostów, kupują pakiety łatwych do sprzedaży produktów, potem atakują tym rynek.
Firmy, które mają do spełnienia w swej działalności jasno określony cel, nie mogą pozwolić sobie na takie działanie. Tym celem jest bycie łącznikiem w realizacji dostaw między producentem a odbiorcą, stąd jakiś stan magazynu muszą ciągle posiadać, a nie zachowywać się jak „konik pod Pewexem” w PRL-u: tu kupił, tam sprzedał i następna transakcja. Tak więc jest, że o ile duże skoki cenowe mogą być powodem zwiększonych marż lub ich ujemnych wartości, to działania spekulujących cwaniaków są kolejnym zagrożeniem, destabilizującym działalność gospodarczą w tym zakresie. Spekulujące firmy prowadzą taką politykę, by nie tyle sprzedać, po ile mogłyby, ale sprzedać 10 czy 20 złotych na tonie poniżej ceny rynkowej. Z punktu widzenia indywidualnego odbiorcy, cena stali +/- 10 czy 20 złotych na tonie nie ma żadnego znaczenia dla finansów związanych z jego inwestycją. Ma jednak dla firm, które specjalizują się w obrocie wyrobami hutniczymi, w szerokim zakresie i przez cały rok.
Tymczasem spadki cen na rynku stalowym notujemy już kolejny, 12. miesiąc, co zagraża już bezpośrednio stabilności finansowej firm z tej branży. Może zabrzmieć absurdalnie, kiedy otrzymuję informację o kolejnym spadku cen, to płaczę.
Chciałbym już wreszcie kupować trochę drożej!!!
Czy to koniec cenospadu?
Ostatnie działania producentów mogą spowodować odwrócenie się trendu cenowego: najpierw zahamowanie kolejnych obniżek, potem odbicie. Takie działanie może przynieść ów skutek, jest jednak wiele czynników, które mogą wpłynąć na finalne ceny stalowych produktów. Nie bez znaczenia są podaż i popyt, regulacje celne i niestety, co już nieraz pisałem, fatalna wizja uzyskiwania prądu z bateryjki na masową skalę, połączona z haraczami, związanymi z paliwami kopalnianymi.
Biorąc pod uwagę prognozy lekkiego, ale jednak wzrostu zapotrzebowania na stal w drugiej połowie 2023 roku, taką tendencję w 2024, można pokusić się o hipotezę, że na jesień tego roku spady zobaczymy już tylko w sadach. I nie będą to cenospady stali, a jabłka, których ich matka-jabłonka nie będzie w stanie udźwignąć na gałęziach.
A skoro już udźwignąć, to stąd na zdjęciu dźwig polan, którego oczy nie mogą kłamać.
Nie mogą – wiem, bo sam je namalowałem. A to już było tak dawno, jak praca pani Pelagii wg. Bogdana Smolenia: „Ohoho! Albo dłużej”😉.
Zmartwienie klienta moim zmartwieniem
Dlaczego opisuję sytuację w branży?
Bo obawiam się o klienta, którym i ja w tej branży bywam, by ów klient któregoś dnia nie musiał zamawiać stali z Chin. O produkcji stali na terenie Polski, a jeszcze lepiej: ze sporym rodzimym kapitałem, już nie będę się rozpisywał. Tego wątku przez pryzmat bezpieczeństwa narodowego nie rozwijam, bo powinien być zrozumiały…
Uważaj, dźwig patrzy;)
Marian Kołodziej